Owned 106 106 (PDF)




File information


This PDF 1.5 document has been generated by Microsoft® Office Word 2007, and has been sent on pdf-archive.com on 21/09/2014 at 20:10, from IP address 213.92.x.x. The current document download page has been viewed 1462 times.
File size: 4.51 MB (774 pages).
Privacy: public file
















File preview


OWNED
Autor: jordangrant
Do oryginału: http://jordangrant.livejournal.com/tag/%22owned%22
Od 1 dO 8
Tłumacz: SylW
Korekta: Karivel
Ostrzeżenia: Slavefic - zawiera ostre sceny erotyczne z ostrym sado-maso włącznie.
Angst, romans.
Od 9 do ...
Tłumaczenia: Trójka dzielnych: Hevel, Volito, Yamna
Korekta: Kaczalka i Liberi

Paring: HP/DM
Rating: Nc-17
Długość: W trakcie tworzenia- 106 rozdziałów na chwilę obecną
Ostrzeżenia: Slavefic - zawiera ostre sceny erotyczne z ostrym sado-maso włącznie.
Angst, romans.
Do tłumaczenia:
http://www.yaoifan.fora.pl/fan-fiction-harry-potter,2/owned-hp-dm-t-23-106,1102-100.htm
l?sid=2f4d7ac2f04544a3e2e08bfb136d7079
*.*
Harry jest szefem biura aurorów, wygrał wojnę z Voldemortem. Pewnego dnia zjawia się
u niego pan Malfoy z dziwną prośbą, Harry odmawia. Przychodzi do niego list w którym
Narcyza błaga go o zaakceptowanie syna... Potter zjawia się w dworze Malfoyów, gdzie
akceptuje Draco jako swojego służącego... Draco pod wpływem zaklęcia posiadania
traci własne wspomnienia i uczy się służyć Harry’emu, który robi wszystko by je
odzyskał. Jak zmieni się ich życie? Kiedy Draco odzyska pamięć, jak zareaguje na
zaistniałą sytuację? Czy mężczyźni się w sobie zakochają? na Yaoi Fan przez Hevel.
Od rozdziału 27
To co będziecie mogli przeczytać poniżej zawdzięczacie dwóm osobom, Fantastce,która nie jest
już Fantastką i Zil, która zbetowała ten tekst walcząc z moimi szalejącymi znakami
interpunkcyjnymi. Wielkie dzięki cudowna kobieto.

Ponieważ poprzednie tłumaczki nie dają znaku życia, uprzedzam,że otrzymałam zgodę Selen na
wklejanie następnych rozdziałów.
A teraz ostrzeżenie. Przekładam teksty tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności. Nie jestem
osobą, która wertuje słowniki, żeby znaleźć jakieś trudne do przetłumaczenia słowo i raczej
chodzi mi o odtworzenie klimatu opowiadania a nie dosłowny przekład. I w związku z tym osoby
władające perfekcyjnie językiem angielskim powinny raczej omijać ten temat. Moje tłumaczenie
ma jedną zaletę - jest i w zasadzie ma szansę być dopropwadzone jeśli nie do końca to
przynajmniej do połowy.
Częstość wklejanych rozdziałów uzależniam od... ilości osób, które przeczytają moje tłumaczenie
fanfika do Ai no Kusabi (bo to jest to co kocham najbardziej). 1 rozdział na 25 osób, które
przeczytają Idź do przodu do światła, co wy na to?
A teraz życzę miłego czytania.
Autor: jordangrandt
Tekst oryginalny znajduje się na livejournalu autorki
Tłumaczenie: Beata
Beta: Zil
Do oryginału:
http://www.yaoifan.fora.pl/fan-fiction-harry-potter,2/nz-t-owned-27-106,2518.html
Paring: HP/DM
Rating: Nc-17

1.
- Panie Malfoy - powiedział Harry spokojnym, niemal znudzonym głosem. Normalnie
wstałby powitać gościa, zaoferowałby uścisk dłoni, ale znów nie co dzień gościł byłych
Śmierciożerców w swoim biurze w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Właściwie, kiedy dzień wcześniej zobaczył w terminarzu umówione spotkanie, założył,
że albo magiczny pergamin albo pióro, choć pewnie oba, będą wymagały wymiany.
Nie miał jednak jeszcze czasu złożyć zamówienia.
- Panie Potter - powiedział Lucjusz Malfoy, lustrując Pottera uważnym wzrokiem.
Harry przyjrzał mu się, poszukując jakichkolwiek oznak, że mężczyzna spędził w
Azkabanie większą część poprzednich trzech lat. Długie włosy Lucjusza były
naznaczone siwizną i, chociaż stał teraz z tak samo dumnie uniesioną głową, jak
zawsze, to sprawiał wrażenie nieco przygarbionego.
Pobożne życzenia, pomyślał Harry. Zawsze uważał, że dobrowolni słudzy Voldemorta
dostali nieprzyzwoicie lekkie wyroki. Ci, którzy mogli twierdzić, że działali pod
przymusem, lub wręcz pod zaklęciem Imperius, byli traktowani jeszcze bardziej
pobłażliwie, w większości przypadków dostając krótkotrwałe zaklęcia aresztu
domowego. Skandal, jakby to ujęła Molly Weasley.

Ale najwyraźniej czarodziejski świat chciał zapomnieć o przeszłości i iść naprzód. Po
śmierci Voldemorta niewielu będzie traktowało byłych Śmierciożerców z należytą i
zupełnie zasłużoną szorstkością.
Choć, być może, pomyślał Harry pochmurnie, świat chciał zapomnieć, ponieważ tak
znaczna jego część brała w tym udział.
Harry nie zaoferował Lucjuszowi Malfoyowi zajęcia miejsca. Chciał jak najszybciej
załatwić wszelkie kwestie i pozbyć się mężczyzny z gabinetu. - Co sprowadza pana do
Biura Aurorów?
- Myślę, że doskonale wiesz, co mnie tu sprowadza.
Chłód w każdym słowie. Jedynym problemem był fakt, że Harry zupełnie nie wiedział. Mam lepsze rzeczy do roboty niż grać z tobą w zgadywanki, Malfoy. Albo wydusisz z
siebie o co ci chodzi, albo zabieraj się z mojego biura. Zgłaszasz przestępstwo albo
składasz skargę na jednego z moich Aurorów, albo...
- Ciebie - wtrącił Malfoy. - Składam skargę na ciebie.
Harry machnął różdżką, przywołując rolkę pergaminu. - Cóż, w takim razie jest na to
odpowiedni formularz. Proszę go wypełnić w przedsionku. Kiedy będzie gotów, pojawi
się w moim koszu na korespondencję. - Harry wskazał wiklinowy kosz wyładowany po
brzegi oczekującymi dokumentami. - Zajmę się tym, kiedy czas pozwoli.
Malfoy nawet nie spojrzał na pergamin rozwijający się na biurku Harry'ego. - To nie jest
sprawa ministerialna, Potter.
- W takim razie albo przedstaw swoją skargę jasno, albo zabieraj się stąd. Naprawdę,
nie zależy mi co wybierzesz.
Usta Malfoya wykrzywiły się. - Nie, nie zależy ci. I nie masz zamiaru złagodzić cierpienia
mojego syna, prawda?
Harry wpatrywał się w czarodzieja ostrym wzrokiem. - Dlaczego miałby mnie on
obchodzić?
- Najwyraźniej cię nie obchodzi - wypluł Malfoy. - Przyjście tu było stratą czasu. Mówiłem
żonie, że tak będzie. Jeśli Draco umrze, będziesz miał go na sumieniu.
Harry zacisnął zęby. - Draco, moim zdaniem, jest kompletnym marnotrawstwem magii.
Ale jeśli ktoś rzucił na niego klątwę, możesz być pewien, że sprawa zostanie dokładnie
zbadana, bez względu na moją prywatną opinię o tobie i twoich poglądach.
- Moich poglądach? Zabawne usłyszeć to właśnie od ciebie.
Teraz Harry był rozdrażniony i zdumiony, co nigdy nie było dobrą kombinacją. Nawet nie

próbował ukryć irytacji w swoim głosie. - Malfoy, o czym ty mówisz? Cokolwiek dzieje się
z twoim synem, to nie ma nic wspólnego ze mną.
Lucjusz Malfoy na dłuższą chwilę zastygł w bezruchu, jakby rozważał jego słowa. W
końcu powiedział jedno krótkie zdanie. - Zapomnij, że przyszedłem.
Zawirował peleryną i już go nie było, a Harry wsłuchiwał się w stukot laski o wykładaną
kafelkami podłogę w głębi korytarza.
2.
Harry zapomniał o wizycie Lucjusza Malfoya, a przynajmniej przestał o niej myśleć. Co
mu było do tego, że Draco „cierpiał”, jak to ujął jego ojciec?
Jego zdaniem, cała ta konwersacja była zapewne częścią jakiegoś większego planu,
jednak nie widział powodu, żeby się nad tym zastanawiać. Najpewniej Draco był cały i
zdrowy. I maczał w tym palce, czymkolwiek to było.
Tego dnia, jak co piątek, Harry był umówiony na kolację z Ronem, Hermioną i Ginny.
Cieszył się na myśl o spotkaniu tak samo, jak zawsze, ale nic nie mógł poradzić na
delikatne wrażenie popadania w rutynę. Średnio wysmażony stek i czarna kawa na
deser... Łagodne uśmiechy Ginny... Ron pytający, nie do końca żartem, kiedy ustalą
datę ślubu... Harry zbywający go śmiechem, podczas gdy Ginny stara się ukryć swoje
rozczarowanie...
Miał wrażenie, jakby przechodził przez to wszystko już setki razy i w perspektywie nie
miał nic innego, poza kolejną setką. Być może, gdyby ustalił datę, poczułby się lepiej,
ale coś go przed tą decyzją powstrzymywało. Nie był jednak pewien, co.
Lub, co bardziej prawdopodobne, po prostu nie był przekonany, czy chce się żenić.
Ginny, jak w każdy piątek, została na noc, co sprawiało tylko wrażenie kolejnego
elementu szablonu, więc Harry niemal z ulgą przyjął jej powrót do domu Billa i Fleur.
Wiedział, że powinien się w końcu oświadczyć i to już wkrótce. Mniej lub bardziej
wspólnie ustalili, że zrobi to, kiedy tylko poczuje się gotów na tak duży krok.
Jednak Harry zaczynał się zastanawiać, czy kiedykolwiek poczuje się gotów i czy to
tylko z nim jest coś nie tak. Co się stało z dreszczem na samą myśl o byciu z Ginny; co
z uczuciem, jakby miał umrzeć w agonii, jeśli jej nie pocałuje? Naprawdę nie czuł czegoś
takiego, nie od czasów, kiedy miał szesnaście lat. Och, być może w następnym roku
poczuł przebłysk czegoś zbliżonego, ale nawet wtedy wiedział, że był to tylko blady cień
w porównaniu z tym, co czuł rok wcześniej. Tak czy inaczej, teraz nawet ten cień
zniknął. Miał dwadzieścia jeden lat i jedyne, co tak naprawdę do niej czuł, to silne
przywiązanie.
Mówi się, że miłość z czasem łagodnieje i dojrzewa, że zakochiwanie się jest czymś
zupełnie innym niż miłość na lata, ale czy uczucia Harry'ego powinny złagodnieć tak

szybko? Ron i Hermiona wciąż patrzyli na siebie z podekscytowaniem, jakby cały czas
od nowa odkrywali swoje uczucia.
Ale z Ginny Harry miał wrażenie, jakby to wszystko było na niby.
Nawet w łóżku.
Sypianie z nią nigdy nie było tym niesamowitym doświadczeniem, jakiego oczekiwał. Nie
winił jej za to; uważał, że jeśli cokolwiek było nie tak, to na pewno z nim. Przez większą
część swojego życia był nieświadomym gospodarzem dla fragmentu duszy mrocznego
czarodzieja i, jakby tego było mało, poszedł prosto na własną śmierć. I wrócił.
Według Harry'ego było do przewidzenia, że po tym wszystkim, co dotychczas przeżył,
nie będzie w stanie zaangażować się w cokolwiek.
Ginny, jak zwykle, wyszła w sobotę tuż po śniadaniu, a kiedy zniknęła, Harry usadowił
się w swoim ulubionym fotelu, włączając nastrojowy, jazzowy kawałek.
Niestety, jego spokój nie trwał długo; sowa, której nie rozpoznawał, zaczęła stukać
dziobem w okno gabinetu. Harry ignorował ją przez chwilę, z racji, że wszystko, co
naprawdę istotne z biura przybyłoby siecią Fiuu. Jednak po pewnym czasie zaczęło mu
być szkoda ptaka, który, jeśli by go nie wpuścił, najwyraźniej zamierzał spędzić na
parapecie cały dzień.
Sowa wleciała do gabinetu, upuszczając list na kolanach Harry'ego. Wystarczający
dowód, gdyby Harry wciąż go potrzebował, że w środku nie było nic mrocznego lub
przeklętego. W przeciwnym razie sowa nie przedostałaby się przez bariery ochronne.
Zanim zdążył sięgnąć po list i go otworzyć, pergamin sam się rozwinął i rozpłynął w
delikatną mgłę, która przybrała postać przygotowującej się do zabrania głosu Narcyzy
Malfoy. Harry zrzuciłby to ze swoich kolan, gdyby nie jeden fakt, który przykuł jego
uwagę i powstrzymał od tego ruchu: matka Draco klęczała, unosząc złożone w
błagalnym geście dłonie.
- Harry Potterze - powiedziała głosem pełnym desperacji. - Draco czuje się coraz gorzej,
gorzej nawet niż w czasie, gdy rozmawiał z tobą mój mąż. Tak jakby więź, którą
ujawniłeś, wiedziała, że go nie uznasz. To mój syn, mój jedyny syn, moje ciało i krew,
leży teraz bliski śmierci i to ty mu to zrobiłeś. Błagam cię, błagam cię na kolanach:
skończ, co zacząłeś. Kiedyś to ja pomogłam tobie, pomogłam ukryć twoją kondycję, byś
mógł ukończyć zadanie...
Ha - pomyślał Harry. - Pomogłaś mi wtedy tylko dlatego, że chciałaś dowiedzieć się, czy
twój syn wciąż żył.
- Czy teraz ty uratujesz mojego syna, czy zostawisz go na pewną śmierć? Lucjusz
uważa, że musi istnieć jakiś sposób, jakieś inne wyjście z tej sytuacji, ale ja wiem, że się
myli i że jakiekolwiek opóźnienie zabije Draco. Błagam cię, Harry Potterze..., uznaj

mego syna
Harry zamrugał. Draco Malfoy może być umierający; nie żeby Harry o tym wiedział, lub
jakoś specjalnie o to dbał, ale zdecydowanie nie zrobił absolutnie nic, żeby się do tego
przyczynić. Skończ, co zacząłeś... więź, którą ujawniłeś... nic z tego nie miało dla niego
żadnego sensu, a zwłaszcza trzy ostatnie słowa.
W roztargnieniu przywołał dla ptaka nieco sowiego przysmaku i spróbował przekonać
samego siebie, że sytuacja Draco nie jest jego problemem. Ponieważ naprawdę nie
była. Zarówno Lucjusz, jak i Narcyza, byli w błędzie, myśląc, że ma to coś wspólnego z
nim.
Wiedział, że byli, a mimo tego nie mógł pozbyć się z głowy obrazu klęczącej Narcyzy
Malfoy. Ona rzeczywiście mu pomogła, tuż przed ostatecznym pojedynkiem z
Voldemortem. Co prawda zrobiła to z czysto egoistycznych pobudek, ale jednak zrobiła.
No i teraz był Aurorem kierującym całym departamentem, od czasu gdy Shacklebolt
odszedł ostatecznie, by zająć stanowisko Ministra; a to wszystko naprawdę sprawiało
wrażenie, jakby ktoś przeklął Draco Malfoya i to czymś bardzo paskudnym. Dziwne było
to, że choć jego ojciec był w biurze Harry'ego, to nie przedstawił sprawy należycie. A
przecież przysięga aurorska, którą złożył Harry, uniemożliwiała mu nie przyjrzenie się
sprawie tylko dlatego, że rodzice poszkodowanego mają do niej bardzo specyficzne
podejście.
Wzdychając, Harry napisał naprędce odpowiedź do Narcyzy i krzyknął Malfoy Manor,
wrzucając kartkę wraz z proszkiem Fiuu do kominka.
3.
Odpowiedź na jego list przyszła w przeciągu sekund, ale bardziej zaskakująca była jej
treść:
Nie, oczywiście Manor nie jest obecnie chroniona. Oczekuję Cię. Przybądź natychmiast.
Co też Harry uczynił.
Szybka podróż siecią Fiuu nie dała mu wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się
do wizyty w rodzinnej posiadłości Malfoyów. Jego ostatnie wspomnienia z tego miejsca
były z gatunku tych okropnych: o boleśnie spuchniętej twarzy, koszmarnych krzykach
Hermiony i późniejszym pochówku Zgredka.
Chyba jedyną dobrą rzeczą do wspominania był moment, gdy srebrna ręka Glizdogona
zaatakowała go i udusiła. O jednego Śmierciożercę mniej do uporania się z podczas
walki w Hogwarcie.
Gdy Harry wkroczył do salonu, mniej więcej w połowie tak dużego, jak cały jego dom,
powróciło kolejne wspomnienie; Draco odmawiający zidentyfikowania go. A raczej

unikający decyzji, mówiąc, że nie może być pewien przez tę deformującą rysy twarzy
opuchliznę. Ale ten fakt, o ile Harry dobrze pamiętał, nie przeszkodził Draco w
potwierdzeniu tożsamości Rona i Hermiony.
Z drugiej strony, po tym nie zrobił już nic, by pomóc któremukolwiek z nich, więc być
może po prostu go nie obchodzili. W końcu Draco był bledszy niż zwykle i wyglądał na
dość chorego, jakby rzeczywiste życie Śmierciożercy nie było dokładnie tym, czego
oczekiwał.
- Panie Potter – wyszeptała Narcyza. Jej szaty wyglądały jakby nie były zmieniane od
kliku dni. - Zapraszam na górę. Nie mamy zbyt wiele czasu.
Harry wyjął różdżkę; nie był głupcem, był przygotowany na niebezpieczeństwo. Ale
Narcyza wyglądała na bardziej rozgorączkowaną, niż spiskującą, a jej niebieskie oczy
sprawiały wrażenie zrezygnowanych, gdy skinęła na Harry'ego, by za nią podążał.
Potter wciąż trzymał różdżkę w pogotowiu.
Pospieszyła przez korytarz i dalej po eleganckich, zakrzywionych schodach, a następnie
otworzyła drzwi i ponagliła Harry'ego gestem do środka.
Tam, zwinięty po jednej stronie ogromnego łóżka, leżał Draco Malfoy. Był nagi i
cierpiący, i kurczowo ściskał dłońmi pościel pod sobą, gdy po jego ciele spływały strugi
potu. Miał wyraźne problemy z oddychaniem, a z jego niemal bezbarwnych ust dało się
słyszeć ciche jęki.
Przy wezgłowiu klęczał jego ojciec, jedną ręką głaszcząc wilgotne i pozlepiane w strąki
włosy syna.
- Na miłość boską, okryjcie go - wyrzucił z siebie Harry, odwracając wzrok. Nigdy nie
lubił Draco, ale to nie znaczyło, że chciał go widzieć w takim stanie.
- Nie może znieść żadnego dotyku - powiedział Lucjusz ze znużeniem, wstając. Narcyzo, jestem przekonany, iż powiedziałem ci, że pan Potter nie wie, co się tu dzieje.
Dlaczego go tu przyprowadziłaś?
- A jak myślisz, Lucjuszu? - W tamtej chwili Narcyza nie wyglądała na pokonaną;
kroczyła naprzód niczym lwica broniąca swoich młodych. - On jest jedyną nadzieją dla
Draco. Wiesz o tym!
- Jak długo on nie wie, co zrobił, może jest jakieś wyjście!
- Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówicie - wtrącił Harry. - I nie wiem też, co z wami
jest nie tak. Wasz syn powinien być w Świętym Mungu. Po prostu zabierzmy go tam i
wtedy powiecie mi, kto mógłby mieć powód, by rzucić na niego klątwę. Zapewne jest to
długa lista, ale...

- Naprawdę jesteś tak durny jak Severus zawsze twierdził.
- Lucjusz!- powiedziała Narcyza, podnosząc głos.
- Mój syn, mój syn i dziedzic, moja krew!- wycedził Lucjusz przez zęby. - Nie chcę tego
wszystkiego widzieć w jego rękach.
- Więc zobaczysz swojego syna martwego!
Instynkt Aurora, jaki posiadał Harry, po usłyszeniu takich słów, pracowałby już na
najwyższych obrotach, jednak tym razem wiedział, że nie były one wypowiedziane w
formie groźby. Były stwierdzeniem faktu. Nie, żeby cokolwiek z tego rozumiał.
- Jeśli nie zabierzecie go do Świętego Munga, ja to zrobię - powiedział, robiąc krok
naprzód, by zgarnąć Draco na ręce. Gdy tylko go dotknął, zauważył, że chłopak ma
wysoką gorączkę.
- On nie był trafiony żadnym przekleństwem - upierała się Narcyza, zagradzając
Potterowi drogę do drzwi. - Jeszcze nie rozumiesz? On nie potrzebuje uzdrowiciela, on
potrzebuje ciebie!
- Jesteście stuknięci, wszyscy. - Harry, pamiętając list Narcyzy i to jak napisała, że
Manor nie jest już chroniona przez bariery antyaportacyjne, stwierdził, że wystarczy się
skoncentrować, by móc się...
- Nie! - krzyknął Lucjusz chrapliwie, spiesząc przez pokój, by złapać Harry'ego za rękaw.
Potter zdekoncentrował się, odtrącając jego dłoń.
- Żadnej magii - powiedziała Narcyza, padając przed Harrym na kolana. - Nie mógł
znieść jej nawet w takim stopniu, by można było wyczarować lód do ochłodzenia go.
Aportacja lub przejście przez sieć Fiuu w tym stanie zabiją go. Musisz go uznać!
On nie potrzebuje uzdrowiciela, on potrzebuje ciebie...
Harry nie uwierzył w to; bo jak mógłby? Aczkolwiek teraz zaczynał dostrzegać, że była
to prawda. Nagie ciało w jego ramionach było teraz zaledwie ciepłe, już nie rozpalone, i
Draco zaczynał oddychać głębiej i spokojniej. Kurwa, pomyślał Harry, kręcąc głową. Nie
wiedział co się działo, ale było jasne, że choroba Draco, czymkolwiek była, była z nim
jakoś powiązana.
Jasne było także to, że już od pewnego czasu nie miał swojej różdżki w pogotowiu, a
Lucjusz i Narcyza zdawali się tego nie dostrzegać. Patrzyli tylko na Draco.
- Jest z nim lepiej kiedy go trzymam - powiedział Harry, wzdychając. - Mógłbym gdzieś
usiąść? Może moglibyście mi wyjaśnić, czy ktoś rzucił klątwę łączącą nas, lub... skąd
wiedzieliście, że to jest związane ze mną, ze wszystkich ludzi? Może po prostu

stwierdziliście, że jego największy wróg będzie najpewniejszym trafem?
- Nie ma żadnej klątwy, panie Potter. - Teraz Lucjusz brzmiał na zrezygnowanego. Proszę, usiądź.
Harry zajął wskazane mu miejsce. To było krępujące: kołysać na kolanach nagiego
Draco, podczas gdy jego rodzice patrzyli na nich. - Może mógłby teraz znieść
prześcieradło czy cokolwiek innego do okrycia - powiedział Harry, przełykając. Nie
myślał, że kiedykolwiek będzie czuł się tak niekomfortowo.
Zamiast przywołać jedno, Narcyza podeszła do wysokiej komody i wyjęła czyste
prześcieradło. Harry potraktował to jako dowód na to, jak serio mówiła o reakcji Draco
na magię. - Tylko ty możesz go okryć - powiedziała cicho, rozkładając prześcieradło
przed włożeniem jego skraju Harry'emu w dłoń.
Blado niebieska tkanina była tak lekka i wytworna, że zdawała się być utkana z czegoś
równie materialnego jak powietrze. Gdy Harry okrywał chłopaka na swoich kolanach,
Draco zmienił pozycję, niemal wtulając się w niego. Jego ciężki oddech unormował się
na tyle, by chłopak mógł się odprężyć i zasnąć.
Lucjusz i Narcyza usiedli obok siebie na łóżku Draco. Wyglądali na przemęczonych. Więc? - zapytał w końcu Harry, który do tej pory tylko ich obserwował. - Zamierzacie coś
wyjaśnić? Bo wiecie, nie mogę tu wiecznie siedzieć i trzymać go na kolanach. Czy kiedy
go puszczę, znów mu się pogorszy?
- Tak. - Szczęka Lucjusza była zupełnie zaciśnięta. - Chciałem tego uniknąć. Na
początku nie było żadnej nadziei, oczywiście. Byłem przekonany, że zrobiłeś to z
rozmysłem i przeciągałeś dla własnej przyjemności. Gdy okazało się, że nie miałeś o
niczym pojęcia, miałem nadzieję, że zyskamy trochę czasu na znalezienie
jakiegokolwiek innego wyjścia z sytuacji. Nie udało się. Narcyza ma rację, teraz nie
można zrobić już nic innego.
- Nic innego, niż...?
Gdy Lucjusz wydał zniecierpliwiony dźwięk, Narcyza ujęła jedną z jego dłoni w swoje i
spojrzała na Harry'ego.
- Moja żona ma rację. Jeśli nasz syn ma w ogóle żyć, musisz go uznać. To proste, panie
Potter. Twoja rodzina, jak widzisz, zawsze posiadała moją.
~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~
~~
Harry zawsze wiedział, że Lucjusz Malfoy był obłąkany, ale nigdy nie miał aż tak
dobrego dowodu, jak teraz. I biorąc pod uwagę rzeczy, których starszy czarodziej
dokonał zarówno w pierwszej, jak i drugiej wojnie z Voldemortem, to naprawdę coś
znaczyło.






Download Owned 106-106



Owned 106-106.pdf (PDF, 4.51 MB)


Download PDF







Share this file on social networks



     





Link to this page



Permanent link

Use the permanent link to the download page to share your document on Facebook, Twitter, LinkedIn, or directly with a contact by e-Mail, Messenger, Whatsapp, Line..




Short link

Use the short link to share your document on Twitter or by text message (SMS)




HTML Code

Copy the following HTML code to share your document on a Website or Blog




QR Code to this page


QR Code link to PDF file Owned 106-106.pdf






This file has been shared publicly by a user of PDF Archive.
Document ID: 0000185002.
Report illicit content