Rozdział 7. Wszystko zostaje w rodzinie (PDF)




File information


Author: alex syriusz

This PDF 1.5 document has been generated by Microsoft Word / , and has been sent on pdf-archive.com on 13/02/2017 at 02:18, from IP address 37.47.x.x. The current document download page has been viewed 323 times.
File size: 311.98 KB (9 pages).
Privacy: public file
















File preview


Rozdział 7. Wszystko zostaje w rodzinie*

Kastor zdenerwowany przejechał palcem wzdłuż sztywnego kołnierza błękitnej koszuli.
Wziął głęboki oddech, zanim zdecydował się zadzwonić dzwonkiem do drewnianych,
pomalowanych na biało drzwi. Dzwonek zagrał pierwsze tony hymnu Niemiec, a Kastor,
niecierpliwie przytupując nogą w miejscu, pomyślał: To już nawet nie jest patriotyzm! To
zwyczajny nacjonalizm!
Państwo Morgensternowie mieszkali w uroczej chatce na przedmieściach. Przywodziła
ona na myśl bajkowy domek, w którym mieszkały krasnoludki. Wampiry często wybierały
takie eteryczne miejsca na zamieszkanie, chociażby Bella i Edward Cullenowie, chociaż oni
tak naprawdę są złym przykładem, wszak do prawdziwych wampirów trochę (bardzo) wiele
im brakowało... Dom był duży i Kastor po cichu liczył, że kiedyś go odziedziczy, ale, niestety,
rodzice chyba zapuścili w nim korzenie... to znaczy, jego rodzice tak bardzo przywiązali się do
tego miejsca, że nie zamierzali go jednak opuścić. A szkoda.
Panowała

kwietniowa

noc,

więc

Kastor

nie

musiał

zakładać

okularów

przeciwsłonecznych, by ochronić oczy przed wypaleniem. Miał za to na sobie czarny płaszcz,
ponieważ był (bardzo chciałby być) bad boyem i bardzo zależało mu na podtrzymaniu choćby
odrobinkę mrocznego wizerunku. Pod spodem miał oczywiście tę samą, szykowną marynarkę
i wcześniej wspomnianą koszulę. To ważny dzień, więc musiał się ubrać elegancko. Chociaż
Kastor nie potrzebował okazji, by wyglądać dobrze. To po prostu część jego jestestwa.
Już po kilku minutach usłyszał przytłumione człapanie dochodzące zza drzwi. Przygryzł
wargi, odnosząc wrażenie, że moment oczekiwania ciągnął się w nieskończoność. Tak bardzo
chciał mieć to już za sobą...
Po chwili drzwi otworzyły się, stanęła w nich niska, krępa kobieta o pulchnej twarzy
pokrytej wyrazistym makijażem — ostrym różem na policzkach i turkusowym cieniem na
powiekach. Platynowe loki stwarzały iluzję peruki. Kastor powiedziałby, że wyglądała na
jeszcze bardziej kiczowatą wersję lalki Barbie, która połknęła dwie swoje kompanki, i którą
ktoś skrócił o połowę. Powoli zaczynała się starzeć, przypominała ludzką pięćdziesięciolatkę,
a to oznaczało, że jak na stuletnią wampirzycę trzymała się dość dobrze.
Na widok syna rozpromieniła się i zawołała:

— Kastor, kochanie! Nareszcie wróciłeś!
Objęła go, on odwzajemnił jej uścisk, ale powaga ani na moment nie opuściła jego
twarzy.
— Dzień dobry, mamo — odparł oschle, ale kobieta nie zwróciła uwagi na ten chłodny
ton. Natychmiast zawołała do męża:
— Hans! Przygotuj herbaty! Mamy gościa!
Kastor wszedł do środka, pozwalając matce zamknąć za nim drzwi. Odwiesił płaszcz i
zaczął przyglądać się otoczeniu. Tak dawno nie było go w domu. Od razu uderzyła go ta
rodzinna atmosfera... Wysokie ściany ciemnego korytarza zostały obwieszone niemal w
całości jego zdjęciami z dzieciństwa. Na jednym z nich po raz pierwszy siedział na nocniku,
na drugim uśmiechał się z dumą do kamery, wyrosły mu pierwsze kły, jeszcze mleczaki. Mógł
mieć wtedy rok, nie więcej.
— Prawda, że to wzruszające? Wciąż trzymam twoje pierwsze kły! — Kobieta
rozmarzyła się, przyglądając fotografii małego synka. Kastor skrzywił się, gdy o tym mówiła.
— Sam rozumiesz — dodała szeptem — na szczęście...
— Och, mamo. Jesteś taka przesądna. — Mimo zgryzoty, uśmiechnął się. Zrobiło mu się
jakoś ciepło w jego lodowatym, wampirzym sercu. Jego rodzicielka nic się nie zmieniła.
Udali się do salonu, gdzie czekał już pan Morgenstern z herbatą. Również nie wyglądał
na swój wiek — chociaż stuletnie wampiry nie zwykły przypominać rozpadającego się truchła.
Ale, ale! Hans nie zaczął nawet siwieć, zmarszczki na jego twarzy także nie były jakieś
wyraźne. Siedząc na kanapie, ubrany w ten sam aksamitny, czerwony szlafrok, jaki Kastor
zapamiętał, prezentował się dość arystokratycznie. Albo raczej jak nieudana podróbka alfonsa.
— Siadaj synu i opowiadaj! — zachęcił Hans, machając ręką.
Kastor zajął miejsce w fotelu tuż obok ojca. Dołączyła do nich matka, nalewając im
herbaty do bogato zdobionych, porcelanowych filiżanek.
— Właściwie nie jestem tu bez powodu — oznajmił bardzo oficjalnym tonem,
najbardziej oficjalnym, na jaki było go w tamtej chwili stać.
Państwo Morgenstern zamarli. Zamilkli, w wyczekiwaniu na jego opowieść.

— Chodzi o to... Chciałem... Ja... — Kastor zaczął się jąkać. — Przywiozłem zaproszenia
na mój ślub.
Rodzice wydali z siebie, niemal równocześnie, dziki okrzyk, ale Kastor nawet się nie
uśmiechnął.
— Bo widzicie... Ja... Wychodzę za mąż.
Umilkli w zaskoczeniu, ale pani Morgenstern natychmiast pisnęła ze szczęścia.
— Och, synku! Jestem taka szczęśliwa! Ja... Ja wiedziałam od samego początku! Ale
jestem taka szczęśliwa! Tylko...
— Czy nie za wcześnie? — wtrącił niespodziewanie ojciec. — Dopiero przekroczyłeś
trzydziestkę, jesteś jeszcze bardzo młody... To na pewno odpowiedni moment na ślub?
— No właśnie, kochanie. — Pani Morgenstern wzięła do ręki filiżankę i napiła się
herbaty. — Jesteś pewien, że to ten właściwy...?
— Tak, jestem o tym absolutnie przekonany. Bardzo się kochamy i chcemy wziąć ślub.
To znaczy... Zawrzeć związek partnerski. — Kastor poprawił się natychmiast i dodał
wzburzony. — Bo w tym zacofanym kraju nigdy nie zalegalizują małżeństw!
— Spokojnie, kochanie, nie denerwuj się. — Helga uśmiechnęła się ciepło i odłożyła
filiżankę z powrotem na stół. — No! Opowiadaj! — Dziarsko klasnęła dłońmi o kolana. —
Kto to jest? Jaki on jest? Jak się poznaliście? Chcę znać każdy szczegół!
Kastor przełknął ślinę zdenerwowany i wcale się z tym nie krył. Oto nadszedł ten
moment. Tu i teraz. Przymrużył powieki i powoli wypuścił z siebie powietrze.
— Mamo, tato... — zaczął grobowym tonem. Helga wyglądała zabawnie z uśmiechem
wykrzywiającym twarz. Przypominała jakieś zwierzę, ale Autorowi nie przychodzi do głowy
żaden stosowny gatunek. Po prostu przyjmij do świadomości, że wyglądała śmiesznie. — On...
On jest likaninem.
Słowa te zawisły w powietrzu niczym wyrok śmierci, stwarzając ciężką atmosferę pełną
napięcia. Obojgu rodzicom natychmiast zrzedły miny. Hans zmarszczył czoło i przypominał
teraz surowego ojca, który próbuje być groźny poprzez marszczenie czoła, a Helga machinalnie
położyła dłoń na sercu. Zaczęła oddychać szybciej.
— Powiedz... Powiedz proszę, że to kiepski dowcip...

— Niestety, matko. — Kastorowi drżała żuchwa. — To... To najprawdziwsze fakty.
Zmartwiony Hans objął Helgę i spojrzał wściekły na Kastora.
— Jak możesz mówić matce takie rzeczy! Przecież wiesz, że ma chore serce!
Kastor odpowiedział dopiero po chwili:
— Uznałem, że powinniście wiedzieć...
— I co jeszcze?! — Helga była bliska szlochu. — Kastor, co ty sobie myślisz?! Przecież
nie tak cię z ojcem wychowywaliśmy!
— Wy nic nie rozumiecie! — zawył, demonstrując tym samym, czego nauczył się przez
lata ich związku. — Ja go KOCHAM!
— Kocham, kocham... Przestań gadać głupoty! — Hans powstał z kanapy i zaczął
groźnie wymachiwać rękoma. — To jakieś bzdury! Nie możesz kochać wilkołaka! To wbrew
naturze!
Kastor wściekły zacisnął zęby. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak będzie, że
rodzice się wściekną.
— Proszę, nie używaj słowa "wilkołak", bo jest pejoratywne. I żeby było jasne — Kastor
silił się na spokojny ton — ja was nie pytam o zgodę. Wszystko jest już postanowione,
zaplanowane, załatwione... Lista gości, lokal, tort weselny... Miesiąc miodowy w Wiedniu...
— Och, oczywiście! — zapiszczała Helga, tym razem nie powstrzymując łez. — I my,
jako rodzice, dowiadujemy się na samym końcu, tak?!
Kastor ukrył twarz w dłoniach. Wiedział, że nie warto tracić sił na komentowanie tego.
Wskazane było nawet, aby je oszczędzał, wszak planowali z Michałem romantyczny wieczór.
O tak, Michał zdecydowanie był mu to winien.
— I jak ty to sobie wyobrażasz?! — Ojciec również nie chował oburzenia. — Co dalej?
Będziecie z tym... Tfu! Z tym kundlem...
— Tato, proszę, nie obrażaj go...
— Nie bądź bezczelny! I co, będziesz z nim razem mieszkał, tak?!

— Wzięliśmy już kredyt na mieszkanie. Kupiliśmy sobie bardzo ładne, w Hamburgu,
bardzo przyjemna okolica. I mili sąsiedzi. Mamy blisko do pracy. Dzieciaki będą miały blisko
do szkoły...
— Dzieci! — przerwała mu nagle Helga. — Właśnie, jakie dzieci?! Chyba nie
zamierzacie adoptować wilkołaka?!
— Mamo, proszę cię... — warknął. — Nie...
Ale nie dokończył. Pani Morgenstern ponownie zaniosła się, tym razem donośniejszym,
szlochem. Wyciągnęła z kieszeni bluzki chusteczkę i głośno wydmuchała w nią nos.
— Miałeś dać nam piękne, cudowne, wampirze wnuczęta! — zawołała zrozpaczona. —
I co?! Chcesz wychowywać szczeniaki?! Będziesz mnie zostawiać z tymi psami, tak?!
— Przestańcie porównywać ich do zwierząt!
— Co ja powiem ciotce Astrid! — Helga kontynuowała swoje zawodzenie. — Co
powiedzą sąsiedzi?! Co sobie o nas pomyślą?
Tym razem Kastorowi naprawdę zrobiło się przykro. Tak, spodziewał się tego. Tak, znał
doskonale swoich rodziców, zdawał sobie sprawę z tego, do czego byli zdolni. Ale kiedy
usłyszał te słowa od matki, jego serce wypełniła czarna gorycz.
— I naprawdę nie ma dla was znaczenia, że jestem szczęśliwy...? — jęknął cicho. —
Obchodzi was tylko, co sąsiedzi powiedzą? Nie liczy się dla was moje szczęście...?
— Przestań bredzić! — Ojciec ponownie się uniósł. — Robisz z nas jakieś potwory, a
my to mówimy dla twojego dobra! Jesteś młody i głupi, jeszcze nie raz się zakochasz, a ty już
chcesz wchodzić w związek partnerski z pierwszym lepszym psem. Zastanów się może nad
sobą, co?!
— Ja już się zastanowiłem. — Kastor wstał z kanapy. — I już postanowiłem.
To mówiąc, wyciągnął z kieszeni marynarki pasteloworóżową kopertę oblepioną
sztucznymi diamencikami i cekinami, i z napisem o fikuśnym kroju: ZAPROSZENIE.
— Sam projektowałem. — Uśmiechnął się z dumą. — Michał chciał niebieskie, więc
poszliśmy na kompromis. — Odwrócił ją, z tylu faktycznie była błękitna. — Mniejsza o to...
— sapnął ciężko. — Rozumiem, że tego nie chcecie? — Przełknął ślinę, gdy to powiedział.

Helga spojrzała na niego z zaróżowionymi policzkami. Całą twarz miała umazaną
tuszem. Małe oczka lśniły od łez.
— Kastorku... — westchnęła. Przymrużył oczy. — Ale... Ale gust odziedziczyłeś po
mamusi!
— Wiem, mamo — wychrypiał. Zbierało mu się na płacz. — Wiem...
Helga zakryła usta pulchną dłonią i niespodziewanie podeszła do niego. Objęła go za
szyję, wyjęła kopertę z dłoni i zaczęła się jej bacznie przyglądać.
Litery, a każda z nich ozdobiona zręcznym zawijasem, zostały dodatkowo wyłożone
cekinami. Na różowym papierze, poza licznymi diamencikami, mogła zobaczyć nieudolny,
wykonany odręcznie rysunek przypominający kobietę. Pulchną blondynkę o kręconych
włosach i małych oczkach.
— Och, Kasti... — westchnęła wzruszona. — Naprawdę... Nie wierzę, że postanowiłeś
wykonać je właśnie w taki sposób!
— Nie no co ty, nie wysłałbym moim gościom takiego gówna! — Za tę kwestię Kastor
posłał pod adresem Autora serię inwektyw, jednak On się tym za bardzo nie przejął, w końcu
nie za wiele rozumie z niemieckiego. — To znaczy... To jest specjalna edycja... Dla was.
Helga uchyliła usta zdumiona.
— Wygląda dokładnie jak laurka, którą dałeś mi z okazji Dnia Matki, miałeś wtedy
siedem lat.
Kastor zacisnął powieki, spuścił głowę i głośno pociągnął nosem. Gdy uniósł ją z
powrotem, jego załzawione oczy aż błyszczały.
— Pamiętam... — wychrypiał.
— Och, synku... — Ujęła jego twarz w dłonie i również się rozpłakała.
Płakali tak przez długi czas, a ojciec przypatrywał się temu z niesmakiem. W końcu
zastukał w podłogę laską, bo każdy Zły Ojciec powinien mieć czarną, elegancką, matową laskę.
Szczególnie, jeśli nosi aksamitny, czerwony szlafrok, w którym wygląda jak Hugh Heffner i w
dodatku jest Niemcem o imieniu Hans. Oczywiście Autor nie raczył wspomnieć o tym
wcześniej, bo po co...
Możesz się zamknąć i robić, co do ciebie należy?

A może trochę grzeczniej?
Po prostu kontynuuj, jasne?
No nie wierzę, najpierw traktujesz swoich bohaterów jak ścierwa, a teraz mnie!
Cholera jasna, nie za to ci płacę, po prostu opowiadaj!
Te nędzne siedemset złotych nazywasz płacą? Dobre sobie!
Przepraszam kochani, ale Narratorka mi się trochę buntuje i chyba nie dostaniecie dziś
już więcej historii...
Och, Autor tego opowiadania serio ma tupet! No naprawdę, zrobić z Kastora pedała?
Może nie czytaj więcej Trans-Atlantyku albo znajdź sobie wreszcie faceta!
Możesz mnie nie ujawniać przed Czytelnikami? Dziękuję.
Przyznaj po prostu, że skończyły ci się pomysły i tak naprawdę zacząłeś wchodzić ze
mną w dyskusję, żeby ich czymś zainteresować.
O, przepraszam bardzo... Zaraz miał pojawić się Michał, a mama Kastora chciała
oskarżyć syna o pedofilię ze względu na młody wiek Michała (23 lata). Tylko ty musiałaś zacząć
swoje żale. Sprawia ci to frajdę czy co?
Chyba tobie, ty pierdolony sadysto!
Nawiasem mówiąc, to prywatne żale załatwiamy po pracy. A, właśnie... Praca! Po coś
cię tu trzymam, prawda?
Haha, myślisz, że po tym wszystkim będę chciała z tobą PRACOWAĆ?
Szanowna Narratorko, z całym szacunkiem, jakim cię darzę i w imieniu wszystkich
Czytelników, i postaci Lickana, proszę, kontynuuj.
Jesteś zabawny. I żałosny. Powinnam oskarżyć cię o mobbing. Nawet nie kupiłeś mi
kwiatów na Dzień Kobiet! Przez te wszystkie lata! Wiesz, jak mi było smutno?!
Przepraszam, że to powiem, ale... Nie.
Słucham?
Nic, nieważne.
No powiedz!

No więc... jakby to ująć... wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że jesteś kobietą.
SŁUCHAM?! Nieee... Nie powiedziałeś tego!
Nie powiedziałem.
Kłamiesz!
...ej. Myślisz, że skoro ujawniliśmy twoją prawdziwą płeć Czytelnikom, to teraz będą
czytali Lickana z żeńskim lektorem w głowie? Moim zdaniem każdy czytelnik może czytać, jak
mu się to podoba...
Nie zmieniaj, kurwa, tematu! To było bezczelne! To nawet nie mobbing, jesteś po prostu
zwykłą świnią!
Ej, skarbie, wcale nie!
Dosyć tego! Odchodzę!
Nie no weź, kotku... Możemy to jeszcze załatwić po dobroci.
Bezczelny cham! Arek może jest szowinistą, ale za to jakim przystojnym...
Tak, idź się z nim pierdolić. Pasujecie do siebie.
A żebyś wiedział, że pójdę!
No pewnie. Suka powinna wyjść za psa, co nie?
Żałosne. Wymyśliłbyś własne teksty.
Tak, idź sobie. I tak cię nie potrzebuję!
Ej.
Ej.
Wracaj.
Żartowałem!
Ej!
No weź!
...






Download Rozdział 7. Wszystko zostaje w rodzinie



RozdziaÅ‚ 7. Wszystko zostaje w rodzinie.pdf (PDF, 311.98 KB)


Download PDF







Share this file on social networks



     





Link to this page



Permanent link

Use the permanent link to the download page to share your document on Facebook, Twitter, LinkedIn, or directly with a contact by e-Mail, Messenger, Whatsapp, Line..




Short link

Use the short link to share your document on Twitter or by text message (SMS)




HTML Code

Copy the following HTML code to share your document on a Website or Blog




QR Code to this page


QR Code link to PDF file Rozdział 7. Wszystko zostaje w rodzinie.pdf






This file has been shared publicly by a user of PDF Archive.
Document ID: 0000553568.
Report illicit content